Tytuł nieco może przewrotny, biorąc pod uwagę specyfikę internetu... Wzrok jest wszakże tym, co pozwala nam z tego medium korzystać!
Ale nie o internecie tych słów kilka na wstępie nowego bloga chciałam... Od dłuższego czasu obserwuję jak bardzo zmienia się percepcja - w różnym tego słowa zastosowaniu - kiedy "wyłączy" się wzrok. Wszelka obserwacja spycha na plan dalszy wrażenia innych zmysłów - i to akurat żadne odkrycie! Ten zmysł jest dominującym ludzkim komunikatorem ze światem zewnętrznym, chociaż nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego faktu, dopóki nas wzrok nie zawodzi!
A jednak mamy jeszcze przynajmniej cztery, a w wielu przypadkach - pięć możliwych do wykorzystania "łączników". I wrew pozorom, korzystamy z nich na co dzień. Często zupełnie tego faktu nie rejestrując...
Sięgając po cokolwiek nowego, konfiturkę, miód, kawałek wędliny, krem, mydło czy sok albo herbatkę - jakże często, w zasadzie zawsze, podnosimy je do nosa. Nawet jeżeli uprzedono nas, że coś nie ma charakterystycznego zapachu. To odruch. Atawistyczna potrzeba poznawania świata wszystkimi zmysłami. Taką samą rolę pełni u małych dzieci próbowanie wszystkiego smakiem. "On (ona) wszystko musi wziąć do buzi" - często słyszę to zdanie, zwykle poirytowanym głosem, od rodziców maluchów. Ano - musi. Dopiero z wiekiem uczymy się klasyfikacji "jadalne - niejadalne". Dla dwu, trzyletniego dziecka taki podział nie istnieje - ono poznaje świat...
Takich przykladów można sporo, ale nie o tym w zasadzie chciałam...
Swój własny świat, doznań i wrażeń, łączę siłą rzeczy, jako zielarka, z Naturą. Jestem na tyle często w jej otoczeniu, że przywykłam do odbierania delikatnych bodźców otoczenia. Znajdując się w lesie, na łące czy tylko stojąc w oknie - wsłuchuję się w nią. Ano właśnie - "wsłuchuję". Tak użyte, słowo to obejmuje znacznie więcej niż tylko odbiór dźwięków. Słyszenie ciszy, a raczej całej jej zlożoności, jest bardzo ważne. Ale to i obserwacja, i cała gama wrażeń dotykowych, i wyczuwanie subtelnych woni, delikatnych zmian energii... Słowem - ciągłego ruchu, zmian i wzajemnych relacji, którym podlaga wszystko, co żyje. I często w takich chwilach zamykam oczy... i "widzę jaśniej".
Stosowanie tej zasady, metody czy też umiejętności warto przełożyć na siebie samego. Trzeba na to poświęcić nieco czasu, uwagi i dobrej woli, to oczywiste. Ale warto jaśniej, pełniej i z mniejszym lękiem "widzieć" osobiste potrzeby, problemy, obawy i niepokoje. W ciszy, której uczymy się tą metogą, zasypiają demony. Budzi się natomiast, a może tylko powraca, radość i poczucie spełnienia. Albo oczekiwania, które samo w sobie jest formą radości. Zamykając oczy, możemy przenieść się w dowolny wymiar czasu, miejsca, możemy burzyć lub stwarzać światy,"nie patrzeć" na wyboistość ścieżki... Choćby przez krótką chwilę możemy wszystko!
A to bezcenne doświadczenie. I potężna dawka energii na "czas widzenia"...
Zapomniałam o tym tekście! I dziś napisałabym go inaczej...
OdpowiedzUsuńAle nie całkiem i nie do końca inaczej. Bo sedno pozostało - "widzieć" więcej, jaśniej i dogłębniej naprawdę warto sięgając po inne zmysły i aktywność ciała niż wzrok...